niedziela, 7 września 2014

o jeżu słowotok

Póki pamięć prawdziwa:

Początek kwietnia 2014.
Byłem lekko wstawiony, więc wóz prowadziła moja niepijąca.
Wracaliśmy z imprezy u przyjaciół. 
W pół drogi do pieleszy, drogę przeciął nam zwierz z igłami.
Moja daje po heblach.
Pyta: - Co z nim zrobimy.
Ja: - Nie wiem. Na pewno nie zostawimy go w mieście w mroźne dni. Pewno się za wcześnie obudził.

Poszłem do bagażniora (bo miałem blisko, to nie poszedłem) - i wziąłem karton po zakupach.
Zmiętoliłem garść chusteczek i zrobiłem wyściółkę do przewozu.

Moment przetrzeźwienia pozwolił mi bezproblemowo namierzyć hałdę śniegu, w której jegomość z kolcami raczył się zabełtać.
Podbiegłem i złapałem dziada w jakieś szmaty samochodowe.
Zwinął się w fortecę z igieł i udaje nieboszczyka.

Wpakowaliśmy go do kartonu z chusteczkami i przewieźliśmy do mieszkania.
W domu akurat planowany był remont małego pokoju.
W środku kilka rupieci, jednak większa jego część pusta.

Wstawiliśmy karton do pomieszczenia, podaliśmy wodę na spodku. I co dalej?
Ano wujek google, bo jakże by inaczej.

Przeczytałem w godzinę całe internety. Po drodze znalazłem kilometrowej długości tekst o tym jak ratować zbłąkanego jeżora i co w ogóle zjada.

Adres: o jeżach


Otóż nie jabłka - to po pierwsze.
Jeże żrą mięcho.
W naturze to straszliwe drapieżniki.
Nie dość, że były zdolne przetrwać miliony lat jako gatunek i ich geny pamiętają dinozaury, to jeszcze za swój teren łowny traktują okolice większe niż wiano niejednej córy wiejskiej na wydaniu.

Toteż już poznałem się na nim, że mamy do czynienia nie ze słabym myszkiem, ale z najprawdziwszym twardzielem.

Nadaliśmy mu na szybko imie Stefan i poszliśmy spać.

Ona: Słyszysz? Ale rapie.
Ja: Karton nie wytrzymie
Ona: Myślisz, że coś zniszczy?
Ja: Tam mało rzeczy wartościowych. Zamknij drzwi, śpijmy już.

Rano faktycznie karton stał porzucony.
W środku Stefana ni widu, ni słychu. Namierzyłem gościa schowanego za koszykiem ze starym czajnikiem i jakimiś pierdołami. Wokoło pełno zielonych placków.

Myślę - uuuu, kolego, widzę że głodujemy na maksa, skoro podjadałeś zielsko!

Pojechaliśmy do Biedry po pół kila mięsiwa.
Dostał mielone z indyka i następnej nocy zeżarł jakąś 1/3 opakowania.
Koleżka może mały, ale za to wrąbać potrafi.

Kolory kupska zmieniały się, a nasz radosny koleżka niszczył kolejne kartony.
Tyle, że nie ze mną te numery - szybko przypomniałem sobie, że jeże z natury nie znoszą otwartych przestrzeni.

Opróżniłem więc mały pokój i postawiłem jego karton na środku.
Nigdy więcej nie chciał siedzieć poza nim, gdy ktokolwiek otwierał drzwi.

Musielibyście zobaczyć jak zasuwa do dziury w rogu swojej meliny.
Ulala - istne szaleństwo.

Stefan był z nami jakieś 3 tygodnie.
Był dwukrotnie kąpany pod ciepłą wodą prysznicową.
Za pierwszym razem oponował wyraźnie. Przy drugiej okazji widać, że poziom buntu opadł i jakby nieco sygnalizował spokojem, że ciepła woda dobrze mu czyni :)


Zgodnie z poleceniami z wyczytanej w necie instrukcji obsługi jeży, zbudowałem mu w międzyczasie domek z płyty OSB.
Po roztopach, gdy pojawiły się po zmroku pierwsze komary na powietrzu (zwiastun tego że wszystko wypełza z letargu zimowego), wywieźlim Stefana na wiochy.

Postawiliśmy domek w rogu ogrodu znajomych i zostawiliśmy na noc.
Rano zniknął. Nie było go ani na ogrodzie, ani w jego domku.
Cóż - natura zawezwała kolesia na swoje łono.

Minęły ze 3 tygodnie ciszy.
Któregoś dnia telefon:

- Oni: Wiesz, że wrócił?
- Ja: Kto wrócił
- Oni: No jeż, Stefan !
- Ja: Ale jak to, do domku?
- Oni: Ano tak ! Mało, że sam. Przyprowadził kolegę i jakąś pannę.
- Ja: I wszyscy mieszkają w jego włościach?
- Oni: Nie, sam mieszka, ale z nimi bywa.

Manierów ten nasz Stefan nie miał za grosz, ale za to charakterek godzien uszanowania.
Ratujcie jeże - szczególnie te widziane, gdy śniegi nastaną.


PS: do obejrzenia polecam fajny odcinek z Mają w ogrodzie - tutaj

PS2: Jeże są uparte - nocą żerują, więc można spodziewać się drapania w drzwi do upadłego.
W małych mieszkaniach przydadzą się stopery do spania :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz