niedziela, 21 sierpnia 2016

Gruzja - Pejzaże

Żądni odkrywania nieznanego, kobiet, łupów i zwycięstwa. Wikingowie po dotarciu na plaże Bałtów, terroryzowali ich bez litości. Palono chaty, ubijano bydło i ptactwo, gwałcono kobiety i porywano synów do służb. Odbierano ludziom życie, ale pozostawiano ich tożsamość. Godność przegranego w naturalnej kolei rzeczy, uczciwa przegrana. Nie ma w tym wstydu.

Kilkaset lat później jest inaczej. Zza teakowego biurka wyrzeźbionego z importowanego, kolonialnego drewna, mężczyzna podpisuje piórem ze złota stalówką, rozłam jakiegoś państwa. Kraj ten odtąd będzie podzielony. Odebrane tereny odda pod zwierzchnictwo lokalnych łobuzów i przez jakiś czas wolno będzie tam siać terror. To ostrzeżenie. Ściągnijcie swoje sztandary i przestańcie mówić w swoim języku. Każcie swoim zapomnieć. Inaczej odbierzemy Wam resztę tego co macie.

Stoimy z policjantami na tarasie widokowym powyżej tamy na rzece Enguri. Rzeki, która w dolnej części stanowi granicę Gruzji i Abchazji. Rzeki, którą spiętrza jedna z największych betonowych tam na świecie. Budowę tamy zrealizował Związek Radziecki i Gruzińscy policjanci opowiadają o niej z dumą. Tama jest na terytorium Gruzji, ale sama elektrownia znajduje się na terytorium Abchazji. Energią dzielą się według zapotrzebowania. Sześćdziesiąt procent dla właścicieli tamy, reszta dla separatystycznego regionu. Pogmwatane politycznie, wszystko na małym kawałku ziemi. Nie muszę pytać, co czują nasi przewodnicy. To po prostu widać w oczach. Panowie wspominają mimochodem, że jeżdżą na drugą stronę do rodziny. Jeden pochodzi z Suchumi. Drugi z terenu położonego bliżej Gruzji, z jakiejś niewielkiej wioski. Robimy sobie pamiątkowe zdjęcia. Wracamy na krętą, górską drogę relacji Zugdidi-Mestia. Mamy odpalone koguty w radiowozie. Wszystkie policyjne wozy mają ten sam standard patrolowy. Policjanci jeżdzą z włączonymi sygnałami po to, , by z daleka można ich było zauważyć i w razie potrzeby zatrzymać.

Dwie godziny temu łapaliśmy autostop na wylocie z miasta Zugdidi. Zatrzymał się nieoznakowany wóz. Kierowca okazał się być szefem lokalnego posterunku policji. Był uprzejmy odwieść nas do najbliższej placówki i poprosić swoich podwładnych o zawiezienie nas dalej. Ci zorganizowali to tak, że odtąd jechaliśmy przez godzinę od wioski do wioski, po drodze przesiadając się pomiędzy Hiluxami-pickupami. Łącznie wiozły nas cztery radiowozy. W każdym ta sama uśmiechnięta atmosfera i te same życzliwe pytania zadawane po rosyjsku:
- A kuda ?
- Do Mestii
- A skuda?
- Z Polszy.
- Polsza ! Haraszo ! Polsza OK.

Docieramy do granic jurysdykcji naszych policjantów, więc musimy zmienić środek transportu.Wyskakujemy z wozu, policjanci jarają fajki i łapią dla nas kolejną okazję. Nie możemy się nadziwić. Auto przejeżdża, mundurowy wychodzi na jezdnię i podnosi rękę na kierowcę. Ten nie zwalnia, pozdrawia machając na policjanta i pokazuje rękoma - 'nie stary, nie mogę, tu niedaleko zawijam do chaty'. Dzieje się tak kilkakrotnie. Wreszcie koleś hamuje sto metrów od nas. Wrzuca wsteczny. Rajdowe auto miejscowych - Łada Niwa w nowoczesnym kolorze białym. Mówi, że jedzie pięćdziesiąt kilometrów w górę. Ostatecznie jedzie całą trasę. Gnamy stówą przez szykany, piachy, wiadukty i trąbimy na krowy drzemiące na wszystkich kolejnych mostach. Dużo trąbienia przed ścięciem zakrętu, dużo papierosów w trakcie jazdy i dużo gadania przez komórkę. Docieramy ekspresowo i ostatecznie bez większych ekscesów, mimo że byliśmy w duchu parokrotnie już na tamtym świecie. Jest uroczo w tej maleńkiej Mestii. Świnie chrumkają w parku, ludzie piją na ławkach piwo, spacerują turyści z plecakami. Stara zabudowa jest głównie z kamienia. Nowa przypomina zakopiańską. Z tą tylko różnicą, że wewnątrz pustostanów nie wre robota przed oddaniem pod biznes, ale sypiają łaciate krówki i można tam wdepnąć w niezłe ciasto. Najładniejsze z obiektów historycznych to podświetlane o zmierzchu wieże obronne. Wynalazek wież tego typu to ciekawy motyw taktyki militarnej. Niby dałoby się coś takiego zdobyć, ale jeśli każda rodzina miała swoją... ileż to byłoby zdobywania. Wież tego typu jest w oklicy ponad dwieście. Z rzeczy oryginalnych i współczesnych, najciekawiej prezentuje się budynek komisariatu w Mestii. Najmniej ciekawie ze wzgldu na standardy jest pole campingowe w Centrum. Popełniamy błąd i decydujemy się rozstawić namiot zanim obejrzeliśmy toaletę. Naradzamy się co do pobytu czy wycofania, ale haracz za nocleg zostaje ściągnięty i już nie ma nad czym deliberować. Noc jest rześka, zimna nawet, ciała przeżywają termiczny szok. Dobrze, że wino szybko usypia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz