poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Crossfit po kilku miesiącach

 
 
Kilku moich bliskich znajomych, w świecie Kingsajz-owej Szuflandii możnaby skatalogować w kategorią "żylastych skurwieli". Triathlony, maratony, suple, dietki, baseny o szóstej rano w poniedziałki, crossfit we wtorki, 20km w środę, wytrzymałościówki w weekendy, co drugi tydzień podbiegi, motywatory na wallu fejsa, treningi aerobowe, treningi siłowe, endomondo rekordy i lajki z niezawodnym "dajeeesz!".

Jeden w tym tygodniu przebiegł połówkę Iron Mana, znajoma na Woodstocku dwa tygodnie temu biegła Runmaggedon, inny planuje jesienny Bieg Komandosa, jeszcze inny co roku jeździ na Katorżnika. Płacą gruby hajc za sprawdzanie się na wykańczających zawodach. Biegają w słońcu, pływają w lodowatym Bałtyku zimą, jeżdzą stukilometrówki na szosowych rowerach za kilka tysi.

Ja rozumiem, popołudniowa przebieżka na rozruch. Ale nie piąta rano, koktajle z jajców, cztery dychy w adidasach za tauzena co roku i animal packi.

Oceniałem to jako pewnego rodzaju społeczne szaleństwo.
Moda. Zwariowali. Niby tacy oryginalni a ulegli trendowi.
No bo komu to może sprawiać przyjemność ?

Jakże się myliłem.

Ze dwa lata mnie jeden z drugim wyciągał.
- Chodź pobiegać. Chodź na siłownię. Chodź do nas na trening ruchowy.
- Nie dzięki, te Wasze dystanse.
- Nie maż się, chodź.

Poszedłem na początek pobiegać. Przez jakiś czas biegałem "piątki", raz w tygodniu.
No i fajnie. Kondycja się poprawiała, ale gapiłem się na nich i myślałem:
Co ze mną jest nie tak ??? Oni TRYSKAJĄ energią a mi się nadal nic nie chce.

I wtedy dawno nie widziany znajomy się jakoś odrestaurował towarzysko.
Mówi:
- Chodź na crossfit. Znajomy prowadzi tak prywatnie, za piątaka.
- Zwariowałeś ? Widziałem te filmy na tubie jak ludzie żygają z wysiłku. Nie dzięki, to sport dla cyborgów-wariatów.
- Serio, chodź, spodoba Ci się.

Ze trzy razy z rzędu, nieugiety pytał i ignorował kolejne odmówki, wymówki.
Ostatecznie wypaliło:
- Co będziesz siedzieć w domu. Chodź popatrzeć a potem razem pojedziemy na piwo.

Wtedy coś pękło. Hej, to nie wygląda tak źle. Skaczą na pudła, robią przysiady. Wygląda na "do zrobienia". Nie taki diabeł straszny....

Dwa dni później pierwszy trening.
Było ciężko, zadyszka non stop, zaciśnięte zęby, pot w oczach.
Zrobiłem. Potem robimy u mnie w domu steki. Pyszne, wołowe, medium rare na rozmarynie.

Pierwsze trzy, cztery treningi miały koszmarne konsekwencje.
Mimo brania BCAA na regenerację, zakwasy trzymały mnie praktycnie non-stop.

Po dwóch tygodniach, jak ręką odjął.
Po trzech tygodniach pojawia się pierwszy zew treningu.
Dwa miesiące później, banan na ryju w poniedziałek rano na myśl o treningu wieczorem.
Kwartał później, odkładam propozycje picia wieczorem w piątek na rzecz wytrzymałościówki.


WODy na crossficie kończę często ostatni, ale nie zniechęca mnie to.
Staram się je robić skrupulatnie, nie oszczędzam się na ćwiczeniach.
Każdego dnia czuję się silniejszy. Wielkie uczucie.
To nie moda. To Endorfiny czynią ich tymi wariatami.
Endorfiny to taki wspaniały narkotyk, który dozuje nam własny organizm ilekroć zmuszamy go do wysiłku. Nawet nie wiem, kiedy do tego doszło, poczułem wspaniałem uzależnienie do ruszania się i przesuwania swoich granic.

CrossFit okazał się czymś wyjątkowym.
Proste rzeczy, pompki, przysiady, bieganie, wskakiwanie na pudło itp. Ale robione razem w jakichś ramach czasowych - jakże przynosi wspaniałe efekty.

Jeśli się zastanawiasz, czy się nadajesz i dasz radę... to mówię Ci, że dasz radę i że się nadajesz.
Nawet nie wiesz jak bardzo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz