czwartek, 22 września 2016

Opowiadania bez tytułu - cz. 5

Ogon

Młody okazał się być studentem ekonomii z Krakowa, jechał właśnie do dziewczyny do Opola.
Mówił, że za otrzymane pieniądze kupi jej bukiet kwiatów i jakieś słodycze. Jego Agnieszka uwielbia białą czekoladę. Za resztę pobaluje w tygodniu.

- Masz i używaj życia. Jeszcze raz dzięki.

Jako praktycznie bezrobotny muzealnik Dobromir pieniądze dawał z niemałym żalem w duchu. Ostatnie wyprzedaże zbiorów militarnych z wykopek z ostatnich piętnastu lat i dorywcze fuchy budowlane jakoś pozwalają mu trwać, ale o zapasach pieniędzy nie może być mowy. Konto Dobromira właśnie sięgnęło limitu debetowego. W portfelu przeciąg. Młody chyba instynktownie wyczuwa finansowy stan rzeczy.

- Choć Pan. Na następny pociąg pewnie przyjdzie mi trochę poczekać, strzelimy po bronku. Ja stawiam.
Dobromir spojrzał na zegarek na wyświetlaczu telefonu. Nie wiadomo ile przyjdzie mu czekać na kontakt od Dzięciołowskiego.
- Widzisz w nawigacji jakiś bar w pobliżu?
- A kto mówi o piciu w knajpie? Może jestem teraz obrzydliwie bogaty, ale nie rozrzutny.

Dobromir szczerze się roześmiał. Już kiedyś słyszał to powiedzenie.
- Jasne, doskonały pomysł. Naprawdę z przyjemnością z Tobą sieknę piwero pod monopolem. .
Emocje fajnie będzie zluzować, bo limit nerwów na dziś i dłużej chyba został osiągnięty.

Ulicą Oświęcimską idą w stronę marketu wskazanego przez pijaczka spod bankomatu.

Mężczyzna, którego obecności dotąd nie spostrzegli, idzie od dworca ich śladem. Lubliniec o tej porze w środku tygodnia wygląda na opustoszały. Wchodzą do sklepu. Pod Lewiatanem czycha kolejny menel. Pyta o kilka groszy.
- Do winka, kierowniku.
Młody mówi, że zaraz wyjdą to mu posypie drobnymi, bo "dziś jest przy forsie".

Facet idący za nimi czeka około minuty i dopiero wtedy wchodzi do marketu w ślad za nimi. Przed rozsuwanymi drzwiami zaczepia go ten sam bełkotliwy menel. Facet ignoruje pytanie i odpycha pijaka łokciem. Młody i Dobromir kupują piwo regionalne i Młody dobiera do zestawu paczkę mentolowych cieńkich papierosów. Sklepowa zza kasy mówi do koleżanki z działu mięsnego:

- Patrz Wieśka, mówiłam że na fajrant z tego Intersyty wysypią się turyści.

Facet prowadzący ogon za Młodym i Dobromirem rozgrywa swoją rolę niewinnego mieszkańca i mówi do sklepowej:
- Dobry, dobry. Ze mną pójdzie raz, dwa. Wpadłem tylko po chleb i kawałek kiełbasy.
Dobromir na słowo "Dobry" odruchowo spojrzał w stronę faceta, ale po chwili go zupełnie zignorował i wrocił do słuchania opowieści młodego.

Dobromir i Młody wychodzą przed sklep. Młody odpala papierosa, częstuje pijaka papierosem wyjętym z paczki i wrzuca garść drobnych w otwartą rękę. Ruszają powolnym krokiem w stronę dworców PKS i PKP. Za moment będą mijać komisariat. Dobromir sugeruje żeby otworzyć piwo kawałek za nim. Dopiero w tym momencie śledzący ich facet wychodzi ze sklepu i obserwuje jak się oddalają.
Pisze SMS do swojego przełożonego:
- "Chyba nie ON. Jest z jakimś gówniarzem, kupili piwo, idą na PKS".
Niemal natychmiast przychodzi odpowiedź.
- "Czekaj, sprawdzamy"

Dobromir poczuł wibrację telefonu i nie przerywając anegdoty opowiadanej przez Młodego przyłożył ucho do słuchawki. Zanim zorientował się, że to głupi ruch, dojrzał że wyświetlacz pokazywał zapis "Adresat nieznany". Było już za późno, przycisk odbierający połączenie został aktywowany. Postanowił ponownie milczeć. W słuchawce też cisza. Całość trwała może dwie lub trzy sekundy. Dzwoniący rozłącza się.

Sto metrów za nimi, mężczyzna z pociągu uśmiecha się pod nosem. Pisze kolejny SMS:
- "Odebrał ten, którego podejrzewałeś"
- "Ruszamy"

Dobromir poprosił Młodego by wrócili się nieco w pobliże komisariatu.
- Po kiego wała? Nie boisz, że Cię capną? Przecież przed glinami uciekasz.
- Spokojnie Młody. Najciemniej pod latarnią. Napijmy się przy bankomacie na przeciwko komisariatu. Tam jest taka miejscówka, którą widziałem parę chwil temu.

Przychodzą przez jezdnię. Na pasach zatrzymuje się energicznie samochód terenowy. Wyciągarka, snorkel, infantylny wielki napis "Eksploracja" na masce. Kierowca bacznie im się przygląda. Ponownie wibruje telefon w kieszeni Dobromira.

- To ja. - słychać znajomy tubalny głos Dzięciołowskiego - po miejscowości jeździ czarny Jeep z emblematami mojej firmy. Wsiadaj do niego natychmiast.
- Młody muszę spadać. Teraz. Bezpiecznie wracaj do domu.

Dobromir oddaje Młodemu butelkę dopiero co otwartego piwa i nie składając dalszych wyjaśnień otwiera tylne drzwi terenówki. Kierowca w tylnym lusterku zauważył ruch. Coś świsnęło o centymetry obok głowy Dobromira.
- Strzelają! Szybko kurwa! - wydarł się kierowca przez uchylone przednie okno.

Dobromir kompletnie zdewastowany wydarzeniem instynktownie schylił głowę.
- Ruchy kurwa!
W jakimś atawistycznym amoku Dobromir zareagował sprawnie. Wykonał polecenie wskując na płąsko na tylną kanapę wozu. Auto ruszyło z piskiem opon.
W myślach kotłowanina. - Jak to strzelają? Do mnie strzelają? - Nagle olśnienie.
- Młody! Wracamy po niego!
Dobromir wydarł się przez ryk zmienianych biegów i dociskanego bezlitośnie silnika V8
- Człowieku ! Wracamy powiedziałem.
Ten z niewzruszoną mimiką zapytał:
- Wiedział coś?
- Nie, nic, zupełnie !
- To przeżyje.
Dobromira to w ogóle nie uspokoiło.
- Kurwa mać, na pewno? Przecież ten ktoś do nas strzelał. Dokąd jedziemy?
- Do Bielawy. Janusz na Ciebie czeka. Ochrona też.
- Nic nie rozumiem. Dlaczego strzelano? To się kupy nie trzyma!
- Wkrótce wszystkiego się dowiesz. Nie możemy wrócić po Twojego znajomego.
- To nie jest mój....  ja pierdole! Ten Mały nie może umrzeć za forsę, którą mu zapłaciłem.
Ukrywa głowę w rękach.
Niewzruszony kierowca naciska na kierownicy przycisk rozmowy telefonicznej i wybiera ostatni numer.
- Mam go. Jest cały.
- Jeśli mnie słyszysz - odezwał się znany już Dobromirowi głos w zestawie głośnomówiącym auta - powiedz mi tylko, czy masz wszystko co znalazłeś?
- Prawie. Można powiedzieć, że dziewięćdziesiąt dziewięc procent. Ale człowieku, Oni do nas strzelali!
- Grunt, że jesteś cały. Teraz musisz do mnie jak najszybciej przyjechać.

U wylotu z Lublińca do ich wozu nagle dołączają dwa kolejne. Gnają przez noc w kolumnie terenówek z wielkimi silnikami. Wieczorna podróż na Dolny Śląsk trwa niecałe dwie godziny.

W twierdzy

- Janusz.
- Dobromir. Wytłumacz mi co się dzieje. Dlaczego do mnie strzelano?
- To strażnicy - odetchnął głęboko jakby zaczynał historię, którą ma opowiedzić nie wiadomo po raz który kolejnemu laikowi. Dobromir mu przerywa podnosząc rękę.
- Wiem! Wiem kim są Strażnicy. Znam bajki o grupie ludzi, którzy strzegą tajemnic Gór Sowich.
- To dobrze, zatem to byli oni.
- Człowieku, z szacunem dla Ciebie i Twoich spraw, ale kto normalny, bez wiedzy o tym co konkretnie znalazłem ryzykowaliby strzelaninę pod komisariatem w małej miejscowości? Ty przecież też nie wiesz co znalazłem i w ogóle nie znasz szczegółów!
- Właściwie to wiem całkiem sporo. Nieświadomie powiedziałeś za dużo w rozmowie ze mną.
- Mówiłem zajebiście ogólnie!

Dzięciołowski sięgnął po dwa sniffery, niewielkie szklanki do degustowania whiskey. Z barku powyżej wyjął butelkę rudego trunku z napisem Single Malt i zalał obie lampki o kształcie tulipanów.

- Pod koniec Wojny oficer wywiadu Rzeszy odpowiedzialny za likwidowanie ciekawskich cywili z Dolnego Śląska drapnął nasze partyzanta - Podał lampkę z whisky Dobromirowi. Zasiedli obaj w fotelach z ciemnoczerwonymi obiciami. Pili bez toastu. Janusz Dzięciołowski, meżczyzna słusznej postury, łysy, po pięćdziesiątce, kontynuował swoją opowieść:
- Partyzant nie wytrzymał piwnicy Gestapo. To żaden wstyd, ani dziś ani wtedy. Nasz powiedział, że wie o tunelach w Górach Sowich. Oficer by się tym nie przejął, sporo takich zastrzelił przez ostatni roku, ale na przesłuchaniu padła nazwa projektu - "Riese" -  Oficera Abwery to bardzo zdziwiło. Niewielu ludzi w Dowództwie Rzeszy wiedziało jakim kryptonimem nazwano całą operację drążenia podziemnego miasta. On sam wiedział o nazwie projektu od swojego dowódcy. Obdarzono go tą wiedzą w najwyższym zaufaniu z zastrzeżeniem klauzuli tajności dla otrzymywanych rozkazów. Oficer natychmiast ruszył tropem zeznań. Ścigał opisanego przez Partyzanta jakiegoś kuriera.
Dobromir wypił swoją whisky.
- A źródło tej legendy?
- Żadnej legendy. Jurgen Schmidt, emerytowany podoficer, na koniec życia alkoholik, protokolant z owego przesłuchania naszego Partyzanta, wszystko wyśpiewał mojemu znajomemu za dwie szklanki wódki.
- Ale skąd, że nie łgał jak pies? Alkoholicy wszystko mogą wyśpiewać za pieniądze.
- Może i był szkopskim gnojem, ale sprawdzaliśmy inne relacje, które potem nam odsprzedawał za tanią wódę. Wszystko się zgadzało. Sypał nazwiskami jak z pestkami z automatu. Sporo z niego wydoiliśmy, ale w końcu zdechł przed jednym z tanich barów za Repperbahnem, Hamburską dzielnicą rozkoszy. Jak się nazywa ta dzielnica?
- Saint Pauli.
- O, to właśnie. Na kolejnych etapach pościgu oficer wywiadu ustalił, że wieść już poszła w świat polskiego podziemia. Meldunek o "Riese" miał pognać kurierami do dowództwa Aliantów. Oficer ruszył z Dolnego Śląska na Północ. Smidt relacjonował, że przełuchiwany Partyzant, przed śmiercią sugerował, że chodzi o niebieskich kurierów. Wywiad niemiecki ustalił, że tak potocznie nazywano osoby z Ruchu Oporu, którymi przemycano wiadomości drogą morską.
- I pojechał w Zachodniopomorskie?
- Major III z nie meldował zbyt dużo. Wiadomo tylko, że na koniec Wojny w Świnoujściu, w Szczecinie, Gdańsku i Gdyni, wszyscy stali na baczność i sprawdzali każdy wychodzący statek, bo szukano dywersanta niezwykłej wagi. Ustaliłem po nazwisku oficera wydajacego rozkazy podwyższonej kontroli, że ten na koniec wojny zniknął. Pewnie został zlikwidowany przez swoich za brak skuteczności w obliczu spektakularnego zagrożenia.
- To nadal grubymi nićmi szyte.
- Możliwe. Ale zwróć uwagę, że Strażnicy szybko zorientowali się jakie zagrożenie wynika z tego co znalazłeś. I to sześćdziesiąt lat po wojnie.
- OK, to ma więcej sensu. Ale nawet jeśli znalazłem drugowojenny meldunek, nawet dotyczący Riese... Ktoś w godzinę był gotów zorganizować ludzi? Wsiąść w Częstochowie do pociągu i ruszyć moim śladem jak w kinie szpiegowskim?
- Nie wiesz, jak poważna jest sprawa pilnowania Riese. Deszyfranci polskiego pochodzenia, zaraz po rozpracowaniu Enigmy dla Aliantów najchętniej dekodowali depesze sztabowe przechwycone w czterdziestym piątym nad Berlinem. Jedna raportowała ze wschodu: "Kolos runie, Polaczki mają jego plany".

Janusz przeciągnął się w skórzanym fotelu, zapalił papierosa.
- Wiesz, że nie palę od dwudziestu lat? - powiedział do Dobromira - Ale dziś w nocy okazja jest wyjątkowa. Być może masz coś, co pozwoli mi odkryć szczegóły sprawy, która dręczy mnie od dekad. Pokaż co znalazłeś.

- Tylko to.

Janusz przegląda pojedyńczą kartę. Wykonuje aparatem fotografię z każdej strony.
- Kolejny trop.
- Zgadza się. Jednak tym razem będę potrzebować pomocy.
- Dobrze trafiłeś, ale sami tego nie ogarniemy.
- Jak to? Przecież masz ludzi.
- Tak, ale ta niewidzialna wojna właśnie otrzymała punkt zapalny, który może eksplodować. Musimy zaangażować Wywiad.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz